Pomiń nawigację

30 sierpnia 2019

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego [wywiad]

Udostępnij

Wywiad z Jackiem Hanke, prezesem bytomskiej firmy Digital Core Design, która od dwudziestu lat projektuje procesory i sprzedaje swoje rozwiązania w modelu IP (Intellectual Property) Core. Zaprojektowane przez DCD układy trafiły do ponad 500 milionów urządzeń elektronicznych na całym świecie. Za projekt pierwszego polskiego komercyjnego procesora firma z Bytomia otrzymała nagrodę Polski Produkt Przyszłości przyznawaną przez PARP oraz NCBiR.

Dwadzieścia lat temu mieliście do wyboru: wyjechać z kraju i mieć dobrze płatną pracę lub zostać, zaryzykować i otworzyć własną firmę. Jak wyglądały Wasze początki? Założyliście firmę w trójkę – jak podzieliliście się obowiązkami?

Jacek Hanke, prezes Digital Core Design: Myślę, że nie będzie przesadą, gdy zacytuję klasyka i powiem „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Tak to naprawdę wyglądało, w pracy spędzaliśmy po kilkanaście godzin dziennie, czasem nawet siedem dni w tygodniu. Każdy zadowolony klient był i jest naszą najlepszą reklamą, dlatego też zarówno wtedy, jak i dzisiaj pozostajemy wierni tej dewizie.

Jak poznaliście swojego pierwszego klienta? Pamięta Pan?

J.H.: Takich rzeczy się nie zapomina. Dwadzieścia lat temu zgłosiła się do nas niemiecka firma, która szukała procesora szytego na miarę. Miał być szybszy od konkurencji i bardziej energooszczędny. Zaprojektowaliśmy taki właśnie układ, a firma ta widząc innowacyjność naszych rozwiązań, wielokrotnie korzystała z efektów pracy DCD. Była to znana firma z branży IT, która ma ugruntowaną pozycję zarówno na rynku niemieckim, jak i światowym. Nie ukrywam, że zlecenie było dla nas dużym wyzwaniem, ale też dzięki temu finalny produkt, który dostarczyliśmy przerósł oczekiwania naszego klienta. Tej strategii jesteśmy zresztą wierni do dzisiaj – każdy produkt, który tworzymy dla naszego klienta, oferuje więcej niż konkurencyjne rozwiązania.

W jakich branżach Wasze rozwiązania znajdują zastosowanie?

J.H.: Wszędzie tam, gdzie jest wykorzystywana elektronika, można znaleźć rozwiązania zaprojektowane przez DCD. Nasze układy trafiają do takich branż jak automotive, aerospace, consumer electronics. Industry 4.0, IoT, Smart City, Smart Grid, deeply embedded electronics itp. W naszym portfolio mamy ponad 70 różnego typu architektur, dzięki czemu możemy zaoferować klientowi kompletne rozwiązanie od jednego dostawcy. Bazując na naszym wieloletnim doświadczeniu, podejmujemy się również karkołomnych zadań jak np. zastępowanie nieprodukowanych już układów elektronicznych (tzw. obsolete parts).

Na czym to polega?

J.H.: W niektórych urządzeniach nie opłaca się projektować nowych układów, bowiem funkcjonalność starego rozwiązania zapewnia odpowiednie parametry. Inżynierowie DCD są w stanie odtworzyć taki układ 1:1 bądź też zrobić coś więcej – zaprojektować układ w pełni zgodny z oryginałem, który będzie dodatkowo gwarantował większą funkcjonalność poprzez np. implementację dodatkowych interfejsów itd.

Jesteście firmą globalną, jak duży udział przychodów stanowi eksport?

J.H.: DCD ma klientów praktycznie na każdym kontynencie, no może z wyłączeniem tych najbardziej… oblodzonych. Mówiąc poważnie, to 99 proc. klientów pochodzi z zagranicy, a nasze produkty trafiają głównie tam, gdzie projektuje się nowoczesną elektronikę, m.in. do Japonii, Stanów Zjednoczonych, Chin, Tajwanu, Niemiec, Indii czy Brazylii. Nasze ostrożne dane szacunkowe potwierdzają, że co najmniej pół miliarda urządzeń elektronicznych na całym świecie bazuje na układach zaprojektowanych w Bytomiu przez DCD. Wśród nich można znaleźć m.in. maszyny przemysłowe, elektronikę użytkową, aparaturę medyczną, samochody elektryczne i autonomiczne, sprzęt wojskowy, samoloty pasażerskie, satelity oraz wiele, wiele innych rozwiązań. W dzisiejszych czasach elektronika znajduje zastosowanie w niemal każdym aspekcie naszego życia, można zatem śmiało powiedzieć, że dla układów elektronicznych zaprojektowanych przez DCD „sky is the limit”.

Jacek Hanke, prezes Digital Core Design, fot.: materiały prasowe

W jaki sposób Wasze produkty są postrzegane przez klientów?

J.H: Nasi klienci cenią układy zaprojektowane przez DCD za innowacyjność, którą w tym przypadku można by nazwać „wartością dodaną”. Klienci, którzy decydują się na zakup licencji od DCD wiedzą, że nie otrzymują standardowego rozwiązania – zamiast tego stają się posiadaczami układu szytego na miarę potrzeb ich projektu.

99 proc. klientów z zagranicy robi wrażenie. Jakie czynniki zadecydowały o Waszym sukcesie jako firmy globalnej?

J.H.: Nie będę szczególnie oryginalny, bowiem odpowiadając zgodnie z prawdą – wysoka specjalizacja oraz innowacyjność. Od 1999 roku nieprzerwanie zajmujemy się projektowaniem innowacyjnych układów scalonych. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, że pod koniec lat 90. XX wieku, już nie tylko Bytom, ale też Śląsk i Polska niekoniecznie kojarzyły się z zaawansowanymi technologiami IT. Dlatego dla nas jedyną drogą do sukcesu była specjalizacja oraz innowacyjność. Od ponad dwóch dekad projektujemy procesory szyte na miarę – to znaczy, że w zależności od potrzeb naszych klientów optymalizujemy architekturę, by dokładnie odpowiadała ich potrzebom.

To znaczy? Jakie są ich potrzeby i jak można do nich dostosować architekturę? Co można w niej zrobić inaczej, żeby była uszyta na miarę względem danego zastosowania?

J.H.: Przez dwie dekady działalności firmy nie stworzyliśmy dwóch identycznych układów elektronicznych, a zaprojektowaliśmy siedemdziesiąt architektur, sprzedając w tym czasie kilka tysięcy licencji. Za każdym razem jest to „case by case approach” – na podstawie potrzeb i wytycznych klienta tworzymy finalny układ. Jako przykład można wymienić najpopularniejszą w historii elektroniki rodzinę procesorów 8051. W chwili obecnej DCD posiada najszybszy na świecie układ z rodziny 8051, czyli DQ80251. Jest on ponad 75 razy bardziej wydajny od standardu stworzonego przez firmę Intel. Mamy też w ofercie procesor DT8051, który z kolei jest najmniejszym na świecie procesorem z rodziny 8051. To idealne rozwiązanie dla urządzeń pracujących w ramach IoT (internetu rzeczy). Tak więc, jeśli klient potrzebuje dużej mocy obliczeniowej, rozbudowanych peryferiów czy też bezpiecznej warstwy kryptograficznej – może swobodnie wybierać spośród naszych rozwiązań. Co ważne dla naszych klientów, u nas znajdzie kompletny zestaw od jednego dostawcy, bowiem nie tylko możemy tak skonfigurować układ, by pracował z najwyższą wydajnością lub najniższym zużyciem energii, ale możemy też zaimplementować odpowiednie peryferia jak np. USB, UART, I2C, I3C, CAN (Control Area Network), LIN (Local Interconect Network).

Jak wygląda projektowanie takiej architektury, ile trwa cały proces i ile osób jest w niego zaangażowanych?

J.H.: Wszystko zależy od wytycznych i potrzeb klienta. Są projekty, które angażują zespół przez kilka dni, inne przez kilka tygodni, ale są też takie, nad którymi pracujemy kilka miesięcy. Przypominam, że od samego początku jesteśmy mikroprzedsiębiorstwem, co dla niektórych może być zaskoczeniem. Ja jednak uznaję to za przewagę naszej firmy i dowód na wiedzę oraz umiejętności naszych inżynierów. Praktycznie co miesiąc nasz zgrany zespół rozwiązuje problemy klientów, nad którymi głowi się po ich stronie kilkudziesięciu a czasem nawet kilkuset programistów. Nieskromnie powiem, że przez dwie dekady działalności DCD nie zdarzyło się choćby raz, by problem naszych klientów pozostał nierozwiązany.

Kto stanowi trzon Waszego zespołu?

J.H.: Trzon naszego zespołu stanowią trzy osoby, które są w firmie od początku (oprócz naszego rozmówcy są to Piotr Kandora oraz Tomasz Krzyżak – przyp. red.). Mamy też kilku pracowników, których staż pracy oscyluje w granicach jednej dekady. Są też jednak wśród nas absolwenci, którzy w tym roku zdobyli tytuł mgr inż. Jak więc widać, jest to mieszanka rutyny z młodością. Każdy z naszych pracowników wnosi do firmy tę cząstkę siebie, dzięki której jako zespół jesteśmy w stanie zrobić więcej. Dlatego też nie zamykamy się na praktykantów i stażystów, którzy po okresie próbnym mogą zostać pełnoetatowymi pracownikami.

fot. materiały prasowe

Czy rozpoczęcie działalności wiązało się w Waszym przypadku z dużym kosztami? Jak na przestrzeni lat wyglądało finansowanie DCD? Środki własne? Zyski z bieżącej działalności? Kredyty? Pomoc publiczna?

J.H.: Początki firmy to zdecydowanie finansowanie ze środków własnych. Koniec lat 90. XX wieku nie dawał aż tylu możliwości, z którymi mamy do czynienia obecnie. Chociaż… w sumie otrzymaliśmy „środki” na start, bowiem kończąc studia zdecydowaliśmy się na udział w konkursie dla młodych przedsiębiorców, który był organizowany pod patronatem jednego z urzędów, mediów oraz dużego banku. Złożony przez nas biznesplan był oceniany m.in. przez członków PAN, którzy stwierdzili, że nasz projekt jest ciekawy, jednak w polskich warunkach niemożliwy do realizacji. Wbrew tym opiniom to właśnie my wygraliśmy ten konkurs i w nagrodę na start dostaliśmy…dwa telefony komórkowe i książki do podziału na trzech… Nic więc dziwnego, że wszystko co osiągnęliśmy, osiągnęliśmy naszą ciężką pracą. Środki zewnętrzne pojawiły się dopiero w drugiej dekadzie XXI wieku, dzięki czemu mogliśmy zaprojektować m.in. najszybszy na świecie procesor z rodziny 8051 – DQ80251 czy też pierwszy w historii Polski komercyjny procesor 32-bitowy D32PRO. Ten ostatni jest w pełni autorskim rozwiązaniem bazującym na dwóch dekadach doświadczeń DCD. To procesor jakiego sami chcielibyśmy używać.

To znaczy?

J.H: Jest on w pełni zgodny z RISC (skrót od: Reduced Instruction Set Computing – typ architektury procesorów, który jest bardzo wydajny – przyp. red.), a z drugiej strony ma zoptymalizowaną listę rozkazów, rozbudowane środowisko programistyczne oraz nie ma konieczności uiszczania opłat royalties (tzw. model royalty-free). To intuicyjny procesor, który może śmiało konkurować z tak znanymi produktami jak np. ARM M0-M3.

Wychodzicie również naprzeciw rosnącym wymaganiom z zakresu cyberbezpieczeństwa. Wasze najnowsze dzieło to CryptOne.

J.H.: To system kryptograficzny, który bazuje na mocy obliczeniowej D32PRO oraz opatentowanych przez polskich naukowców rozwiązaniach kryptograficznych. Można go zastosować w niemal każdym urządzeniu – od e-dowodów przez serwery po terminale płatnicze i sieci przesyłowe – zapewniając mu najwyższy poziom bezpieczeństwa.

W jaki sposób zarabia się w modelu IP Core? Sprzedaje się licencje? Czy taka licencja pozwala klientom wyprodukować nieograniczoną liczbę fizycznych procesorów w oparciu o architekturę, na którą udzielono licencji? Dlaczego zdecydowaliście się właśnie w takim modelu prowadzić działalność?

J.H.: Model sprzedaży IP Core jest dość specyficzny, bowiem w zależności od rodzaju licencji, klient, który korzysta z naszych rozwiązań, ma dostęp do określonego rozwiązania. By maksymalnie ułatwić skorzystanie z naszej oferty, każdy klient może skorzystać z opcji tzw. netlisty, która jest idealnym rozwiązaniem dla układów programowalnych FPGA, bądź też w formie kodu źródłowego, który pozwala na produkcję milionów układów ASIC (skrót od: Application-Specific Integrated Circuit – układ scalony zaprojektowany do z góry określonego zadania – przy. red.). Zdajemy sobie również sprawę, że klienci z Polski mają inne potrzeby i moce produkcyjne od tych np. z Tajwanu, dlatego też każdorazowo analizujemy potrzeby naszego kontrahenta i na tej podstawie proponujemy optymalną dla niego licencję.

Wspomniał Pan o tym, że dwie dekady temu Polska niekoniecznie kojarzyła się z zaawansowanymi technologiami IT. A jak to wygląda dzisiaj?

J.H.: Dzisiaj to zupełnie inny świat… Nie bez przyczyny coraz więcej osób nazywa tereny wzdłuż autostrady A4 między Wrocławiem, Katowicami a Krakowem – „polską Doliną Krzemową”. Nasza siedziba mieści się w Bytomiu, tak więc w ciągu godziny możemy dojechać zarówno do Wrocławia, jak i Krakowa – w Katowicach mogę być w ciągu kwadransa. To duże udogodnienie, bowiem bliskość autostrad A4 i A1 oraz lotniska w Pyrzowicach sprawia, że dojazd zarówno w kraju, jak i zagranicę nie stanowi żadnego problemu. Polska zyskuje w oczach zagranicznych kontrahentów, dzięki innowacyjnym firmom z branży IT. Co ważne, wyróżnikiem tych spółek nie jest cena a jakość.

fot. materiały prasowe

Wracając do innowacji. Jak dużą część budżetu przeznaczacie na prace badawczo-rozwojowe?

J.H.: Kilkanaście procent budżetu inwestujemy w prace badawczo-rozwojowe. Chciałbym podkreślić słowo „inwestujemy”, bowiem tak właśnie podchodzimy do działań z zakresu R&D.

Co w Waszej działalności jest najbardziej kapitałochłonne?

J.H.: Gdybym odpowiedział na to pytanie, podałbym na talerzu gotowe rozwiązanie dla naszej konkurencji [śmiech], ale myślę, że nie będzie zaskoczeniem, jeśli wspomnę o kosztach profesjonalnego oprogramowania i sprzętu, z których korzystamy. Śmiem twierdzić, że w naszym kraju nie ma drugiej firmy, która korzystałaby z podobnych rozwiązań.

Działacie w dosyć specyficznej branży, a Waszymi bezpośrednimi klientami są firmy, a nie konsumenci. Czy w Waszym przypadku marketing jest istotny? Jak on wygląda? W jaki sposób poznajecie klientów? Bierzecie udział w międzynarodowych wydarzeniach branżowych?

J.H.: To, że działamy w specyficznej branży, nie zwalnia nas z obowiązku posiadania przemyślanej strategii marketingowej i public relations. Przywiązujemy dużą uwagę do komunikacji z naszym otoczeniem – zarówno tym bezpośrednim, jak i dalszym. Dlatego też współpracujemy z mediami branżowymi, w których można znaleźć informacje o naszych produktach, jak i artykuły eksperckie. By zapewnić klientom lepszy dostęp do informacji o naszych rozwiązaniach, uruchomiliśmy w zeszłym roku zupełnie nową stronę, która jest w pełni interaktywna i pozwala w czasie rzeczywistym na komunikację z klientem oraz generowanie dokumentów technicznych. Do klientów docieramy również za pomocą dedykowanego newslettera, profili na Twitterze, LinkedIn czy YouTube, gdzie zamieszczamy m.in. prezentacje produktowe. Nie zapominamy również o wydarzeniach branżowych, w których uczestniczymy w roli wystawcy lub przynajmniej zwiedzającego. Cenimy sobie również współpracę z instytucjami samorządowymi i rządowymi, dzięki którym mogliśmy zaprezentować nasze dokonania m.in. podczas targów CeBIT w Hanowerze, Hannover Messe czy też w trakcie Wystawy Światowej EXPO w Mediolanie.

Czy konkurencja na rynku globalnym IP Core jest duża?

J.H.: Tak, i rośnie z każdym rokiem. Myślę, że na całym świecie jest co najmniej kilkanaście tysięcy podobnych podmiotów do naszego, dlatego też musimy dbać o systematyczny rozwój. Gdy dziennikarze pytają mnie przy okazji premiery nowego produktu, czy to nasze ostatnie słowo – za każdym razem odpowiadam: nie. Bowiem w branży IT brak progresu oznacza stagnację, a stagnacja jest początkiem końca. Dlatego też premiera każdego nowego produktu DCD jest tożsama z wytężonymi pracami nad kolejnymi produktami, które z jednej strony mają pobudzać naszą wyobraźnię, a z drugiej – są często cichymi bohaterami – pracują każdego dnia, przez siedem dni w tygodniu, 365 dni w roku bez przerwy, by nasz świat mógł wyglądać tak, jakbyśmy tego chcieli.

W 2016 roku otrzymaliście nagrodę „Polski Produkt Przyszłości” przyznawaną przez PARP i NCBiR. Czy granty, które otrzymaliście w ramach nagrody przydały się? Na co je wykorzystaliście?

J.H.: Tak, wyróżnienie dla pierwszego w historii Polski komercyjnego procesora D32PRO było dużym wydarzeniem w historii naszej firmy. Przyznany grant wykorzystaliśmy do intensyfikacji działań promocyjnych oraz badawczo-rozwojowych. Dzięki temu w kolejnych latach mogliśmy realizować projekty, które śmiało można nazwać polskimi produktami przyszłości.

Jakie są Wasze plany na przyszłość?

J.H.: W tym roku obchodzimy 20-lecie działalności firmy, w związku z czym planujemy poszerzyć działalność nie tylko o nowe i innowacyjne architektury (tzw. IP Core), ale też o kompletne, fizyczne rozwiązania. W związku z tym poszukujemy do realizacji tych planów partnerów, którzy są również zainteresowani realizacją śmiałych projektów biznesowych. Jeśli czujesz, że możesz to być Ty, skontaktuj się z nami.

Rozmawiał Eryk Rutkowski

Departament Wsparcia Przedsiębiorczości PARP

Zobacz więcej podobnych artykułów