Pomiń nawigację

29 stycznia 2024

Korzystaj ze 100% mózgu!

Udostępnij

Sporo hałasu narobił dekadę temu kasowy film Luca Bessona ze Scarlett Johansson „Lucy”. Młoda kobieta przez przypadek przyjmuje substancję, która zamienia ją w nadczłowieka. Jej mózg przestał pracować tak, jak u zwykłych ludzi i wszedł na wyższe obroty; odblokowane zostały wszystkie jego możliwości. Bo przeciętny człowiek – jak tłumaczono głównej bohaterce - używa zaledwie 10% możliwości swojego mózgu. Tymczasem superinteligentna Lucy błyskawicznie zmierzała ku pełnym 100 procentom!

Świat nauki na film zareagował szybko: teoria o wykorzystywaniu przez ludzi ułamka możliwości mózgu to straszna bzdura. Te narządy, choć czasem trudno w to uwierzyć, pracują w naszych głowach na pełnych obrotach. To informacja z jednej strony krzepiąca, z drugiej jednak żal, że nigdy nie będziemy mogli, ledwie dublując obciążenie naszego mózgu (i wciąż mając 80% w zapasie!) uczyć się lepiej, szybciej, efektywniej…

Nigdy nie byliśmy tak świetni

Niedawna pandemia przyspieszyła w Polsce i naszej części świata rozwój branży usług rozwojowych i edukacji w ogólności. Dziś jest ona zaawansowana technologicznie, wykorzystująca wiedzę o tym jak się uczymy, zdalna lub hybrydowa, coraz bardziej szyta na miarę. Do tego, dopiero co, świat został oszołomiony narzędziami typu ChatGPT; niektórzy już widzą je w miejscu edukatorów z krwi i kości. Prezenter i konsultant e-learningowy Bartłomiej Polakowski mówi, że choć może nam się wydawać, że wokół dzieje się edukacyjna rewolucja, tak naprawdę wreszcie obserwujemy długo oczekiwaną ewolucję.
- Rozwój AI jest dynamiczny i nieustannie jesteśmy czymś zaskakiwani, ale rewolucjonizuje on na ten moment głównie te obszary edukacji, które przez wiele lat nie poddawały się żadnym zmianom. Możemy obserwować ciekawe projekty, wprowadzające automatyzację głównie w obszarze personalizacji procesu nauczania i produkcji materiałów edukacyjnych. Nadal jednak nie możemy mówić o zastępowaniu ludzi przez technologię – mówi. Polakowski wskazuje, że nowe rozwiązania będą stopniowo wyręczać nas w monotonnych, powtarzalnych zadaniach, pomagać przy projektowaniu lub ocenie prac, ale kiedy zostaną cyfrowymi nauczycielami – nie wiadomo. Fundator w Fundacji Digital Creators,, szef studia produkcji multimedialnych treści edukacyjnych Digital Knowledge Lab Piotr Maczuga zauważa z kolei, że choć dokonano już wielu przełomów w metodach nauczania, to wciąż istnieje przestrzeń do innowacji i ulepszeń.
- Myślę, że istota wygody i efektywności dziś tkwi w metodach adaptacyjnych. Na przykład rozwój sztucznej inteligencji i uczenia maszynowego otwiera nowe możliwości dla personalizowanego nauczania, które może dostosowywać treści i tempo nauki do indywidualnych potrzeb i preferencji uczenia się. Czas spędzony na nauce może być efektywnie wykorzystany, a sama nauka przyjemna. Potrzebujemy jednak wsparcia technologii – mówi.  

Współcześnie coraz chętniej wykorzystywane są metody uczenia oparte na doświadczeniach tj. nauka przez zabawę, gry edukacyjne (tzw. seriuos games), czy nauka oparta na projektach.  - Te podejścia zamiast na tradycyjnym zapamiętywaniu faktów koncentrują się na zaangażowaniu uczestników i promowaniu głębszego zrozumienia materiału. Metody te muszą mieć oczywiście wsparcie w technologii, ponieważ bez tego nie będą wydajne – podkreśla Piotr Maczuga. Jednocześnie ekspert zwraca uwagę na coś, co nazywa pułapką efektywności. - Możemy zadać sobie pytanie: po co efektywniej? Gdzie jest granica, po której powiemy sobie: OK, tak może być. Dziś uczymy się wydajniej niż kiedykolwiek w historii ludzkości. Mamy na wyciągnięcie ręki prawie całą wiedzę, jaką nasza cywilizacja zgromadziła. Teoretycznie powinniśmy więc spędzać na uczeniu się znacznie mniej czasu i osiągać lepszą wydajność. Tak jednak nie jest - podobnie, jak w przypadku naszej pracy. W ciągu stu lat nastąpił ogromny wzrost produktywności i wydajności, głównie za sprawą technologii. Dziś powinniśmy spędzać w biurze czy fabryce maksymalnie jeden dzień w tygodniu - zauważa.

Bartłomiej Polakowski jako pewnik stawia tezę: przyszłość edukacji jest ściśle związana z rozwojem technologicznym. - Od technologii nie uciekniemy. Raczej trzeba ludzi zachęcać, żeby z nich odpowiedzialnie korzystali. Połączenie technologii i najlepszych praktyk, metod edukacyjnych przyniesie o wiele lepsze rezultaty niż próby "przypudrowania" starszych podejść. – mówi. Podkreśla, że istnieje wiele badań porównujących różne formaty digitalowe i stacjonarne, które jasno wskazują, że najlepsze rezultaty edukacyjne osiąga się mieszając je, czyli stosując tzw. blended learning.

Dobrodziejstwa neurodydaktyki

Skoro nie możemy za pomocą (dozwolonej!) substancji chemicznej podkręcić, niczym filmowa Lucy, sprawności naszych rozumów, może wystarczy zejść na ziemię i wykorzystać dobrodziejstwa nauki?  - Na ten moment nie wykorzystujemy nawet tego co już od dawna zostało naukowo udowodnione. Kognitywistyka jest już z nami ponad 70 lat. Jest szereg koncepcji, które nie są nowe, ale nadal niewystarczająco wykorzystywane. Dodatkowo część osób dalej ślepo wierzy w mity szkoleniowe takie jak np. personalizowanie nauki zgodnie ze stylem uczenia się – mówi Bartłomiej Polakowski. Ekspert apeluje, by zamiast patrzeć w przyszłość, zacząć od tego co już od dawna wiemy, co działa i przynosi realne korzyści. Piotr Maczuga przyznaje, że warto śledzić postępy w rozwoju neurodydaktyki - Dzięki badaniom wiemy już, że wszyscy jesteśmy neuroróżnorodni i uczymy się inaczej. Obecnie czekamy na przełom, który pozwoli nam przełożyć tę wiedzę na praktykę – mówi.  

Pytany o to, czego dziś można spodziewać się po rozwoju sztucznej inteligencji i czy to ten kierunek, z którego można spodziewać się rewolucji, lub przynajmniej ewolucji nauczania Piotr Maczuga przyznaje, że rozwój AI z pewnością ma ogromny potencjał do wprowadzenia zmian w tym obszarze. - Dziś imponuje nam fakt, że zadając pytanie takim narzędziom jak ChatGTP otrzymujemy w kilka sekund odpowiedź, której samodzielne opracowanie mogłoby zająć wiele dni. To robi wrażenie i sprawia, że traktujemy AI trochę jak składnik magiczny naszej rzeczywistości – mówi. Jak dodaje z czasem ta technologia wtopi się w naszą codzienność. Ekspert zwraca także uwagę na zagrożenia związane z rozwojem i upowszechnieniem się AI.  - Nie chodzi wcale o to, że AI przejmie władzę nad światem. To bardziej kwestia inflacji treści i erozji samodzielnego myślenia. Zapychamy rzeczywistość miałką treścią, która nie podlega krytycznej ocenie, a przez to coraz trudniej nam dotrzeć do zasobów wartościowych. Tym samym upośledzamy procesy naukowe i dydaktyczne - zaznacza. Ale być może technologia wspierana przez AI udoskonali narzędzia związane z personalizacją uczenia. -  Chciałbym mieć poczucie, że proces, w którym uczestniczę jest uszyty na miarę, a w świecie masowej edukacji jest to bardzo trudne – mówi Piotr Maczuga.  Wyjaśnia, że dziś w każdej grupie podczas zajęć online znajdą się osoby, dla których poziom będzie nieodpowiedni. - Nie jesteśmy w stanie dostosować się do każdego, ci zaawansowani się znudzą, a ci początkujący - zagubią. Potrzebujemy technologii, która będzie sugerowała uczącym się optymalne dla nich ścieżki – podkreśla. Także Bartłomiej Polakowski wskazuje na personalizację uczenia się jako obszar, w którym możliwe są dalsze innowacje. 
- Rozwiązania edukacyjne wykorzystujące sztuczną inteligencję przy dostosowywaniu materiałów dydaktycznych do indywidualnych potrzeb uczących się istnieją już od pewnego czasu. Natomiast to, co obserwujemy w ostatnich miesiącach to coraz większa liczba wirtualnych asystentów, którzy dostarczają kontekstowy feedback, pozwalają sprawdzić naszą wiedzę w praktyce, albo wytłumaczą dane zagadnienie krok po kroku - mówi.

Piotr Maczuga podkreśla, że stosowane obecnie w Polsce nowoczesne metody nauczania są na światowym poziomie. -Dosyć dobrze radzimy sobie z narzędziami i adaptacją do nowych warunków, co zawsze było naszą nadwiślańską specjalnością. Brakuje nam trochę wypracowanych modeli współpracy między środowiskiem akademickim a branżą usług rozwojowych. Pedagodzy, andragodzy czy metodycy żyją w swoim świecie, a biznes toczy się po nieco innych torach. Mało komu przychodzi do głowy, aby nawiązać współpracę z uczelnią i doskonalić metody, ale też mało który akademik jest naprawdę gotowy na zderzenie z rynkiem – zauważa ekspert.

Co się dzieje z VR i AR?

Branża usług rozwojowych wskazuje, że są takie metody, które są efektywne, ale wciąż nie spopularyzowały się wystarczająco, bo są zbyt drogie. Najczęściej wskazywane są tu narzędzia wykorzystujące rzeczywistość rozszerzoną lub wirtualną. Bartłomiej Polakowski zauważa, że VR to tylko jedna z wielu technologii dostępnych w palecie dostępnych narzędzi. - Nie w każdym kontekściei projekcie, będzie ona najlepszym rozwiązaniem. Koszty sprzętu i oprogramowania VR w ostatnich latach znacząco spadły. Dobrej jakości okulary kosztują tyle, co średniej jakości smartfon. Istnieją też możliwości wynajęcia sprzętu na konkretne szkolenie. Jeżeli chodzi o koszty materiałów szkoleniowych to też mamy różne opcje – mówi. Piotr Maczuga wskazuje z kolei, że korzystanie z VR za pomocą własnego telefonu i kartonowych gogli za kilkanaście złotych to temat znany do dekady, a mimo wszystko rynek nie rozwija się tak, jak wielu by sobie marzyło. - Koszty to nie wszystko. Póki projekty VR i AR są stosunkowo niszowe na rynku szkoleń. Nie ma co liczyć na to, że będą traktowane jako coś oczywistego - wyjaśnia. Jak dodaje, tworząc takie rozwiązania zawsze wymaga od projektantów i deweloperów, aby aplikacja była dostępna także dla osób bez sprzętu VR.
- Nie mogę wykluczać sporego grona odbiorców tylko ze względu na modę czy trendy. Dziś mogę uczyć fotografii, filmowania czy produkcji podcastów za pomocą smartfona, ponieważ przyjmuję, że prawie każdy ma telefon. A VR/AR to dalej nisza rozwijana np. w korporacjach czy projektach dofinansowanych, gdzie stawia się na nowoczesność nawet kosztem metodyki – stwierdza Piotr Maczuga.

Dlaczego technologia VR/AR nie zawsze jest skuteczna w edukowaniu? Ekspert wyjaśnia to na własnym przykładzie. -  Brałem udział w prezentacji kilku produktów opartych o wirtualną i rozszerzoną rzeczywistość. Wcielałem się w rolę pilarza, który za pomocą piły łańcuchowej musi ściąć drzewo. Dostałem zestaw wysokiej klasy gogli, a sama symulacja była dosyć immersyjna - połączenie obrazu i dźwięku naprawdę sprawiało, że czułem się jak w lesie. Do rąk dostałem plastikowy odpowiednik piły i zacząłem pracę. Piła była lekka i przypominała raczej dziecięcą zabawkę lub model wydrukowany na drukarce 3D. Moja praca z piłą i drzewem nie powodowała żadnego odczuwalnego oporu czy choćby wibracji. Pracowałem prawdziwą pilarką, stąd wiem, że symulacja ta była bardzo odległa od rzeczywistości i szkodliwa. Można nabrać złych nawyków, które w prawdziwym lesie skończą się wypadkiem. Metodycznie - dramat. Technologicznie - całkiem nieźle dopracowany świat wirtualny, ale ograniczony do stanowiska pracy i konieczności zakupu zestawu VR za kilka tysięcy złotych. Na stanowisku obok mogłem uczyć się spawania. Mimo, że jakość graficzna i realizm były na dużo niższym poziomie, to znacznie lepiej była dostosowana metodyka. Dostałem do rąk prawdziwy, ciężki zestaw spawalniczy, mogłem ćwiczyć na realnym, metalowym elemencie. A do tego cały czas dostawałem bardzo sprawnie podawane wskazania mojej pracy, przez co szybko zrozumiałem jakie błędy popełniam i byłem w stanie korygować je na bieżąco. Wniosek: nowoczesne technologie edukacyjne bez metod nie mają sensu – relacjonuje Piotr Maczuga.

Co będzie dalej?

Jak wyglądać będzie kształcenie w dalszej przyszłości? Czy będziemy podłączać głowy do komputerów? Będziemy uczyć się wszystkiego w trakcie snu?  Może jednak powstaną specyfiki, które w mądry i zdrowy sposób podkręcą nasze umiejętności przyjmowania wiedzy?  Bartłomiej Polakowski śmieje się: tego nie wie nawet sztuczna inteligencja. - Myślę, że gdy dojdziemy do etapu interfejsu mózg-komputer, który jest rozwijany przez kilka firm, to nie będziemy mówili już o nauce. To, co na pewno się zmienia to zmiana podejścia do edukacji. Dostęp do spersonalizowanej wiedzy będzie coraz prostszy i szybszy. Czy przeniesiemy się kiedyś do Metaversu? Mimo starań takich firm jak Meta czy Apple, przed nami jeszcze daleka droga - mówi. Także Piotr Maczuga słysząc pytanie o przyszłość rozkłada ręce: edukacja pewnie nie będzie wyglądała tak, jak obecnie, wpływ na to będzie miał rozwój technologii, nauki, ale też demografia i coraz większe zróżnicowanie społeczeństwa. Niewykluczone jest też, że na naszą edukację jeszcze większy wpływ będą mieli globalni giganci – mówi. Jak dodaje rynkowi potentaci jeszcze bardziej urosną w siłę, będą miały większy wpływ na edukację niż MIT czy Harvard.  Ekspert zauważa też jednak inne możliwości, jakie już teraz daje zaawansowana technologia.  – Dziś znów pozwala nam uczyć się w mało wcześniej wydajnych modelach uczeń-mistrz. Prawie pogrzebaliśmy takie podejście, ale fakt, że możemy łatwo połączyć się z każdym miejscem na Ziemi i możemy to zorganizować na poziomie: człowiek-z-człowiekiem, z pominięciem wielkich instytucji, to może to jest jakaś przyszłość – zastanawia się. Podkreśla przy tym, że to, co nas czeka z pewnością składa się z różnych kawałków i nie można dziś wskazać jednego, możliwego scenariusza. Tego nie potrafiłaby nawet Lucy.